Wrogowie publiczni

Źródło: FF



Kilka tygodni temu w sieci pojawił się trzyodcinkowy serial dokumentalny pokazujący kadrę Jerzego Brzęczka „od środka” od momentu rozpoczęcia przez niego pracy. Tytuł „Niekochani” jest dość wymowny, a jeszcze bardziej wymowna jest treść filmu. Szkoda tylko, że przez 1,5 godziny autorzy na siłę chcą pokazać, że w reprezentacji wszystko było cacy, a głównym problemem są dziennikarze i kibice.


Poznanie atmosfery reprezentacji do wewnątrz, obejrzenie obrazków, których nie uświadczymy
w telewizji zawsze jest czymś ciekawym. Pierwszym tego typu dokumentem było dzieło Tomasza Smokowskiego „W kadrze”, kiedy to towarzyszył reprezentacji Jerzego Engela na mundialu w Korei i Japonii. Na kolejny czekaliśmy 8 lat. Film „Trzecia część meczu” Adama Bortnowskiego z Orange Sport, ukazał drużynę w erze „późnego Beenhakkera”, w eliminacjach do Mundialu w RPA. Przed EURO 2012 Mateusz Świecicki przygotował film „Eurowzięci”, towarzysząc drużynie Franciszka Smudy. Za „panowania” Adama Nawałki powstały dwa podobne filmy dokumentalne – „Poczatek”
o eliminacjach EURO 2016 oraz „Chcę Więcej”, ukazujący kulisy samego turnieju (oba autorstwa Łukasza Wiśniowskiego). Wszystkie pokazywały nam, kibicom to co dzieje się w kuluarach, gdzie nie mamy dostępu. Tylko tyle i aż tyle. „Niekochani” autorstwa Filipa Adamusa i Adriana Dudy są dokumentem w podobnej konwencji, ale mam wrażenie, że zrealizowanym trochę pod obraną tezę. Niestety zgodnie z nią, największym problemem reprezentacji Jerzego Brzęczka wcale nie były (są?) brak stylu, testowanie dziwnych rozwiązań taktycznych czy powoływanie zawodników, którzy w swoich klubach są przyspawani do ławki rezerwowych. Nie, nie. Tym problemem są dziennikarze.
I kibice. Obie grupy wymagają bowiem zarówno według selekcjonera, jak i kadrowiczów, za dużo. Robi się groteskowo, prawda?

Nominacja Jerzego Brzęczka na stanowisko trenera kadry odbyła się w atmosferze ogólnonarodowego zdziwienia, bo z naszych rodzimych szkoleniowców Zbigniew Boniek wcale nie wybrał tego, który miał najbogatsze CV czy jakiekolwiek sukcesy, ale tego który bez powodzenia pracował w Rakowie Częstochowa czy Lechii Gdańsk, a jego największym osiągnięciem był 5. miejsce w ekstraklasie z Wisłą Płock. Trochę mało. Z drugiej strony podobnie było w przypadku Adama Nawałki, który jak doskonale każdy pamięta swoją pracą przywrócił, mówiąc górnolotnie, blask naszej reprezentacji. Wracają jednak do meritum, czyli filmu „Niekochani”. Od początku widać, że trener Brzęczek przywiązuje bardzo dużą wagę do tego, co mówi się w mediach na temat zespołu. I z tego chce uczynić swój punkt zaczepienia, skonsolidować w ten sposób zespół pokazując mu, że pojawił się wspólny wróg, któremu należy pokazać, jakimi kozakami jesteśmy. I tym wspólnym wrogiem uczynił dziennikarzy i media. Fragment, gdzie pokazana jest odprawa po meczu Ligi Narodów z Włochami, gdzie Brzęczek całkiem udanie zadebiutował ma scenę, kiedy mówi do zawodników - „Przed meczem wszyscy pier*olili, że nas ku*wa zeżrą. Teraz ku*wa wszyscy mówią, że my tam ku*wa powinniśmy wygrać. Nagle ku*wa jesteśmy faworytami […]”. Pomijając język wypowiedzi, o który nie ma sensu się przyczepiać, bo szatnia piłkarska nie jest zjazdem arystokratów (choć selekcjoner tych przecinków mógłby używać trochę mniej), to wszystko zaczyna się od nakręcenia narracji pt. „Zobaczcie, media i dziennikarze w nas nie wierzą!”. Zapytam więc retorycznie – jak ktokolwiek mógł wierzyć, po takim a nie innym Mundialu, że pojedziemy do Bolonii i na tle będącej w dołku, ale wciąż silnej europejskiej reprezentacji z zawodnikami pokroju Donnarummy, Bernardeschiego, Jorginho czy Insigne będzie dominować i przekonująco wygra? Ostatecznie z przebiegu spotkania remis 1:1 każdy na pewno odebrał z lekkim niedosytem.

Po meczu z Irlandią, zremisowanym 1:1, po mówiąc delikatnie przeciętnej grze, Brzęczek pogratulował kadrowiczom meczu, który jego zdaniem był ważny w kontekście rozwoju zespołu, ponieważ „nie dali się sprowokować kibicom, którzy gwizdali”. I tu zapala się czerwona lampka – oho, kibice-prowokatorzy. Trybuny były przeciwko nam, ale nie daliśmy się! Strzeliliśmy bramkę, żeby pokazać, że mamy w dupie,że na nas gwiżdżą! Victoria! I mamy strzał w stopę numer 2 – robimy coś na boisku, pomimo kibiców, czy nie zwracając na nich uwagi. Nie Panie selekcjonerze
i Panowie piłkarze. To co robicie na placu ma być przede wszystkim DLA kibiców. Po to wielokrotnie ci ludzie przejeżdżają setki kilometrów, zdzierają gardło przez 90 minut. żeby Was wesprzeć, aby w zamian zobaczyć fajną grę i widzieć, że robicie to, żeby dać im radość, a nie odwalić pańszczyznę, bo tak to w meczu z Irlandią wyglądało. Z pewnością każdy zna też historię z wielkim oburzeniem Brzęczka z listopada 2019 roku, kiedy po meczu z Portugalią w Lidze Narodów „pozdrawiał” będąc na żywo na antenie TV Michała Pola, za jego tweet o drużynie U-21 „zmieniamy szyld i jedziemy dalej”. Jeśli dodamy do tego sytuacje o których napisałem powyżej, dostajemy obraz, w którym selekcjoner zbytnio angażuje się w rzeczy niepotrzebne i dopuszcza się bezsensownej polemiki na oczach opinii publicznej. W osłupienie wprawiły mnie słowa kilku kadrowiczów, m.in. Łukasza Fabiańskiego i Wojciecha Szczęsnego, którzy również w delikatny sposób sygnalizowali, że mają pretensję do mediów i kibiców, bo raptem wszyscy zaczęli wymagać od reprezentacji czegoś, z czego nigdy nie słynęła, czyli pięknej gry. 

Kibice pamiętający lata 70. I 80. z pewnością by polemizowali, ponieważ my nie słyniemy z pięknej gry mniej więcej od lat 90., ale zostawmy to. Szczęsny stwierdził, że woli brzydko wygrywać niż ładnie przegrywać i podobnie było w eliminacjach EURO 2016, a jedynym meczem, kiedy gra była na najwyższym poziomie, był ten przegrany we Frankfurcie 1:3 z Niemcami. Kiedy tak słucham tych ocen, to całkowicie się z nimi nie zgadzam. My w eliminacjach do EURO we Francji mieliśmy ciężką grupę z dwoma wyspiarskimi zespołami, które nam nigdy nie leżały, plus groźną szczególnie u siebie Gruzję i wspomnianych Niemców. Gdybyśmy wtedy w Glasgow czy Dublinie zagrali w taki sposób, jak w ubiegłym roku przeciwko Łotwie, Macedonii czy Słowenii, nie mielibyśmy czego szukać w tej grupie. Kibice wymagają za dużo? Grając w Skopje nie potrafiliśmy przez 45 minut ani razu zagrozić bramce Macedonii. Generalnie przez 90 minut oprócz szczęśliwej bramki po rzucie rożnym stworzyliśmy bodajże 2 sytuacje. A w końcówce dwa razy przed utratą bramki ratował nas Fabiański. I to wszystko w meczu z Macedonią. Naprawdę, ten kibic tak dużo wymaga? Żeby wygrać różnicą 2-3 bramek z 68. w rankingu FIFA Macedonią czy 133 Łotwą? I przy okazji tego rywala zdominować? Widzę, że za chwilę dojedziemy do takiego momentu, że będzie się wymagać od dziennikarza czy kibica tego, żeby przy porażce 0:3 pochwalił zespół, bo zagraliśmy 2 fajne akcje, albo jakiś rzut rożny czy wolny był ciekawie rozegrany. Kolejna kwestia to powoływanie zawodników nie grających w klubach. Najlepszy przykład to oczywiście Arkadiusz Reca, który na zgrupowanie przyjeżdżał mimo rozegrania w Atalancie 113 minut w kilka miesięcy. W jednym z fragmentów filmu widzimy, jak Brzęczek zwraca uwagę na to, że media będą „walić” w Recę bo nie gra, a pozostali zawodnicy powinni pomagać mu na boisku. Logika?

Autorzy robiąc w dokumencie „Niekochani” wrogów publicznych nr 1 z dziennikarzy i kibiców działają na niekorzyść i Brzęczka i samych zawodników. A przecież selekcjoner sam często daje pożywkę mediom swoimi stwierdzeniami, jak choćby tym o Piotrze Zielińskim i przestawieniu czegoś w jego głowie czy deprecjonowaniem własnych zawodników (mówiąc w dużym skrócie, po remisie 0:0 z Austrią stwierdził, że nie ma co wymagać cudów, bo gra w tej kadrze kilku zawodników z drugiej ligi angielskiej). Sami gracze również często wypowiedziami wystawiają na strzał i siebie i selekcjonera. Pierwszy z brzegu przykład – Krystian Bielik i jego wypowiedź, że nie otrzymał od Jerzego Brzęczka żadnych wskazówek przed wejściem na boisko w Lublanie. Oczywiście, wiele opinii, komentarzy i wszechobecnych memów jest mocno przesadzonych i często niesmacznych, ale mamy na kanale „Łączy nas Piłka” możliwość obejrzenia reakcji trenerów Brzęczka, Michniewicza i Magiery w podobnych sytuacjach w szatni. Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia, bo Jerzy Brzęczek wcale nie wypada w tej materii olśniewająco. Przerwa meczu z Włochami w Lidze Narodów na Stadionie Śląskim i wywód Brzęczka „Panowie, 45 minut było ch*jowe, było ch*jowe. Ale mamy 0:0 i musimy to wykorzystać!” jest dla mnie jakiś mało motywujący i nie przemawiający do wyobraźni, a bardziej kojarzy się z sylwetką trenera z filmu „Być jak Kazimierz Deyna”, granego przez Michała Pielę. Ci którzy oglądali, wiedzą o co chodzi, tym którym obrazu Anny Wieczur-Bluszcz nie widzieli – szczerze polecam. 

Z drugiej strony, to nie teatr telewizji i nie ma co wymagać, że przy takich emocjach i adrenalinie każdy będzie mówił poprawną i piękną polszczyzną, bez żadnego wulgaryzmu. Z pewnością zawodnicy nie usłyszeli tylko tego, bo nie obyło się bez jakichś wskazówek. Ale tylko to usłyszał widz. I co pomyślał? „A haha wuja Jurek, bluzgi lecą jak w okręgówce”. Film pod względem montażu, strony technicznej jest stworzony perfekt, ale wciskanie moim zdaniem karkołomnej tezy, o której pisałem wyżej, kłuje odbiorcę w oczy. Generalnie po obejrzeniu „Niekochanych” moje zdanie o Jerzym Brzęczku nieco się zmieniło. Widać, że jest mocno zaangażowany w to co robi, szczegółowo wszystko analizuje, debatuje z doświadczonymi zawodnikami, tłumaczy jaką ma koncepcję, słucha podpowiedzi zawodników etc. Jednak sam na odprawie po meczu z Izraelem w Jerozolimie stwierdza, że z taką grą, taką ilością strat, zbyt niską intensywnością, nie mamy czego szukać z silniejszymi przeciwnikami na EURO. Czyli jednak nie jest tak cacy i ci źli dziennikarze i kibice nie szukają dziury w całym? No coś podobnego.

Dawid Ziółkowski

Komentarze